Nic dwa razy się nie zdarza

 

- czyli o tym, że...  za każdym razem jest inaczej

Trzy Korony (Okrąglica)
Wysokość: 982 m n.p.m.
Położenie: 49°24′49,7″N  20°24′51,0″E
Przewyższenie: 502 m
Dystans: 5.54 km
Czas: 6h 10m
Data: 2014.11.11

Jest 3:45 gdy budzik z Marka komórki głośnym dźwiękiem obwieszcza pobudkę. Po nocy spędzonej w aucie budzę się wyjątkowo wyspana i wypoczęta. Jak nigdy spałam prawie 7 godzin! Przez uchyloną szybę wdziera się do auta rześkie powietrze. Najchętniej obróciłabym się na drugi bok i kontynuowała spanie ale Marek już wypełzł na zewnątrz i zaparzył herbatę, z poświęceniem podaje mi dymiący kubek. Ścielę starannie nasze autłóżko, nie ma rady, jeśli nie wyjdziemy za pół godziny to możemy stracić okazję na zobaczenie ze szczytu Trzech Koron wschodu słońca. Plecaki spakowaliśmy wczoraj więc teraz pozostaje tylko odziać się w naszykowane ubrania. Zajmuje mi to zaledwie minutę. Na naszym parkingu jesteśmy tylko my i dwa kampery na niemieckich rejestracjach. Tylko my wybieramy się na wschód słońca? Nie do wiary! Rozgwieżdżone niebo i wielka tarcza księżyca rozświetlają nam drogę. Wybieramy na podejście znajomy żółty szlak. Powietrze jest przejrzyste co nieco mnie martwi. Mam nadzieję zobaczyć w dole mgły ale teraz powątpiewam skąd się wezmą. Skrycie ufam potędze Dunajca i Pienin. Przy wejściu do lasu musimy już korzystać z latarek. Marek tak szybko idzie jakby wczoraj wcale nie skręcił nogi. Upewniam się czy ma opaskę stabilizującą na nodze. Ma, zatem tej już nie skręci tak łatwo.

Szybko robi mi się gorąco więc pozbywam się kilku warstw ubrania. Przezornie zabrałam ze sobą zimową kurtkę i kurtkę przeciwwiatrową, polarowe i narciarskie rękawiczki, czapkę pilotkę i szalik. Nie znam zawartości plecaka Markowego ale sądząc po ciężarze to wnosi na szczyt kamienie.

Najwyższy z wierzchołków Trzech Koron nosi nazwę Okrąglicy i ma 982 m n.p.m. Wejście na szczyt nie jest długie za to dość forsowne, na odcinku 2700 metrów trzeba pokonać 502 metry różnicy poziomów. Idziemy zdecydowanym szybkim krokiem. Po godzinie stoimy na Przełęczy Szopka zwanej także Chwała Bogu. Nad Tatrami świeci księżyc, w dole wiją się mgły. Jest jak miało być. Pewni, że dojdziemy na czas spokojnie ruszamy w dalszą wędrówkę. Nad Beskidem Sądeckim niebo staje się jaśniejsze i lekko się rumieni. Przekaźnik na Przehybie wciąż świeci na czerwono gdy stajemy na platformie widokowej. A tam gwar, a tam tłum! - Spaliście tu? - pytam stojącą najbliżej mnie dziewczynę. - Nie… nie dało się spać…

Co drugi obywatel tego królestwa dzierży w dłoni aparat fotograficzny. Cztery aparaty stoją na statywach. Rozbawieni młodzi ludzie chcą sobie zrobić zdjęcie na tle Tatr. Zerkam ukradkiem i widząc rezultat oferuję pomoc. Muszę jednak na tę okoliczność złożyć okulary bo okazuje się, że… aparat (półprofesjonalny) należy do taty i w związku z tym oni tylko na automacie potrafią. Zmieniam parametry aż wreszcie z pomocą dobłysku robię im na kilka sekund przed wschodem słońca zdjęcie z Tatrami w tle. Zasłużyli, zaraz wrzucą na „Fejsa”. Poczucie humoru i radość życia króluje na Trzech Koronach.

Wyjmuję komórkę, robię zdjęcie wschodu słońca i wysyłam kolejno, wg daty urodzenia, do dzieci. Na pewno jeszcze śpią. Wszyscy solidarnie dzielą się najfajniejszym miejscem do fotografowania. A pejzaż zmienia się z minuty na minutę, według mnie najpiękniej jest pół godziny po wschodzie, kiedy słońce jest wciąż nisko ale dociera już w dolinki i przecudnie rozświetla poranne mgły. Kilka minut po siódmej zostajemy na szczycie sami. Założyłam już na siebie całą zawartość mojego plecaka. Jak dobrze, że nie wieje tak jak wczoraj w Tatrach.

Jestem zachwycona widokami na wszystkie cztery strony świata. Opadająca na Rówień koło Dunajca 500-metrowa przepaść robi niesamowite wrażenie. A ten widok na przełom Dunajca, Tatry, Beskid Sądecki, Gorce, Beskid Żywiecki i Magurę Spiską sprawia, że zawsze gdy tu jestem już planuję powrót. Tego dnia przejrzystość powietrza pozwalała bez trudu rozpoznać wiele tatrzańskich szczytów i Babią Górę. Najwyraźniej widać Łomnicę, Durny Szczyt, Baranie Rogi, Lodowy Szczyt, Płaczliwą Skałę i Hawrań. Mięguszowieckie szczyty takie niepozorne z tej strony się zdają a naszych wczorajszych Czerwonych Wierchów mało co widać. Wyraźnie rysuje się na horyzoncie sylwetka Babiej Góry, a także Turbacza, Lubania i Pasmo Radziejowej. Schronisko, Czerwony Klasztor i Dunajec spowija gruba puchowa kołderka mgieł. Tuż przed ósmą znów na platformie pojawiają się nowi ludzi. Spotykamy nawet małżeństwo z naszej wsi  Oni także szybko odchodzą, śpieszno im na Sokolicę. My wracamy w dół, trzeba zaoszczędzić nieco stopę Marka.

Na powrót wybieramy szlak zielony, jest mniej stromy od żółtego. Schodzimy samotnie, dopiero pod sam koniec naszej wędrówki pojawiają się wchodzący na szczyt turyści.

Na parkingu zjadamy gorące śniadanie i udajemy się na przedpołudniowy spacer wzdłuż Dunajca. Jest tak ciepło jakby to był koniec lata a nie koniec jesieni. Marek fotografuje bawiące się w nurtach rzeki kaczki a ja opalam się. O 12:00 wsiadamy do auta i odjeżdżamy do domku. Nasze koty wyjadły już pewnie wszystkie zapasy.

Kończy się długi listopadowy weekend. Tym razem udaje się nam uniknąć korków. Kiedy my wracamy większość ludzi dopiero zmierza na szczyty. Wiem, że niebawem, jak już spadnie śnieg znów wybierzemy się na wschód słońca na Trzy Korony. I wiem, że będziemy tam wracać.
- Wiesz co, Marek…- chcę podzielić się z mężem postanowieniem.
- Tak, wiem…
- No i proszę! Czyta w moich myślach, czy co?

Dorota
Kilka istotnych faktów o Trzech Koronach
Są najwyższym szczytem w paśmie Pienin Właściwych.
Wapienne podłoże i ukształtowanie terenu obfitujące w trudno dostępne turnie sprzyja rozwojowi wielu rzadko spotykanych roślin.
U podnóża masywu, u wylotu Wąwozu Szopczańskiego w Sromowcach Niżnych położone jest schronisko górskie PTTK „Trzy Korony”.
Podziel się z innymi swoją opinią...