Plan  planem  a  życie  swoje
czyli rzecz o tym jak miłe mogą być niespodzianki
    Mati postanowił zdobyć Koronę Gór Polski. Babia Góra to najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego i cel naszej niedzielnej wycieczki. Na jej zdobycie wybieramy podejście najrzadziej przez nas uczęszczane czyli z Zawoi Markowej. Dojeżdżamy na parking i szybko okazuje się, że brak wolnych miejsc. Na ratunek przychodzą nam dwie miejscowe kobiety, które proponują byśmy zaparkowali u nich na podjeździe. Przystajemy na to. Jest początek lata, na skraju lasu w pobliżu gospodarczych zabudowań kwitną niecierpki zaś w zdziczałym sadzie żółcą się okazałe kwiaty omiega górskiego, który jest bardzo podobny do omana łąkowego. Wystarczy jednak uważnie przyjrzeć się liściom i już nie ma się wątpliwości (liście omanu są na spodniej stronie filcowato owłosione). Pomiędzy nimi delikatne różowe kwiaty – to bniec czerwony zwany także lepnicą dwupienną.
   Obok budki, w której kupujemy bilety do parku, w poszukiwaniu słońca wychyla się z cienia naparstnica tuż obok kwiaty trybuli leśnej, łudząco podobne do kwiatów podagrycznika pospolitego, jednak różniące się liśćmi i zapachem. Tu spotykamy jednak trybulę. Jej miododajny kwiat zwabił mnóstwo najróżniejszych owadów, które zgodnie dzielą się słodkim nektarem. Bez zbędnej zwłoki wchodzimy w las.
   Przy szlaku w kilku nasłonecznionych miejscach położone są borówczyska. Na ich krzaczkach po raz pierwszy zauważam kosarza pospolitego. To pajęczak. Jest bardzo pożyteczny gdyż zjada larwy mszyc i innych owadów. W Babiogórskim parku wszystkie napotkane przez nas kosarze nosiły na swoich odnóżach małe, czerwone roztocza. Foreza*** czy też pasożytnictwo? Małe czerwone paskudztwa wczepiały się w ich ciała i sprawiały wrażenie jakby pożerały je żywcem. Przypominają mi wodopójki. Zaobserwowałam je fotografując ważki. Czyżby ich ofiarą padały także pajęczaki? Wodopójki część swojego życia pasożytują a część wożą się na grzbietach ważek. Wprawdzie nie zabijają swego nosiciela ale bardzo go osłabiają i otwierają bakteriom drogę do organizmu ważek, co może być przyczyną ich chorób a nawet przedwczesnej śmierci. Te czerwone, błyszczące małe potworki widoczne na poniższym zdjęciu to Lądzień czerwonatka (Trombidium holosericeum).
   Kiedy z niemałym opóźnieniem stajemy obok schroniska (1180 m n.p.m.) jest już południe. Wszystkie miejsca na ławeczkach przed schroniskiem są zajęte musimy więc trochę poczekać ze zjedzeniem drugiego śniadania. Zgiełk tłumu mobilizuje nas do rychłego powrotu na szlak. Idziemy na Przełęcz Brona.
   Podejście jest dość strome więc zatrzymujemy się często aby wyrównać oddech, co stwarza znakomitą okazję do obserwacji owadów, które zwabione zapachem licznych kwiatów rosnących przy szlaku bzyczą i brzęczą głośno. Nie brakuje również wspomnianych kosarzy. Wszystkie pajęczaki oblezione zostały czerwonym paskudztwem.
Mati zaczyna coraz częściej i dłużej kaszleć co zaczyna nas martwić. Na przełęczy (1408 m n.p.m.) wieje nieprzyjemny wiatr.
   Postanawiamy zrezygnować z wejścia na Babią Górę, zostawiamy ją na zdrowsze czasy. Nie zabawiamy długo na otwartej przestrzeni, w obawie o zdrowie Mateuszka schodzimy z powrotem. Powrót do schroniska jest o wiele szybszy niż zakładaliśmy zatem wchodzimy do środka na obiad. Bogate menu sprostało oczekiwaniom nawet :-) wybrednego gustu Mateuszka, każdy zamawia coś innego. W oczekiwaniu na potrawy podziwiamy zdjęcia zawieszone na ścianach jadalni za każdym razem tryumfuję kiedy uda mi się rozpoznać gdzie zostało zrobione.
   Po obiedzie wychodzimy jeszcze na chwilkę przed schronisko poobserwować ptaki. W dachach licznych zabudowań nieopodal schroniska znalazły schronienie pliszki górskie. Obserwujemy je wraz z kotem. Jesteśmy pełni podziwu dla pracowitości tych maleńkich stworzeń. Ptaki karmią pisklęta zatem uwijają się cały czas w polowaniu na owady. Raz po raz podfruwają do gniazd i wtedy słyszymy popiskiwania młodych. Zapobiegliwe i przezorne pliszki umieściły gniazdo w niedostępnym dla kota miejscu. Ten, nie mając szans na ptasi podwieczorek, zniechęcony porażką dumnie odchodzi w las. My zaś obserwujemy ten spektakl niemal przez godzinę.
   W drodze powrotnej kiedy bezskutecznie usiłuję sfotografować kowalika zostaję w tyle. Chłopaki, zajęci rozmową o niedźwiedziach, szybko schodzą w dół. Po chwili słyszę ich niecierpliwe nawoływania. Obaj twierdzą, że widzą sowę. Jasne!!! Sowa… już dawno by uciekła spłoszona ich głosami. Nie wierzę im nic a nic! Na dodatek spłoszył się kowalik i odfrunął. Tego już za wiele!! Zła jak osa schodzę nieśpiesznie w dół.
   Mati i Marek wpatrują się w głąb lasu. Może naprawdę mają tam sowę? Przybliżam aparat do oka, maksymalnie naciągam zoom i… Puszczyk uralski (Strix uralensis)! Widzę jedną z największych europejskich sów! To pewnie młoda sówka bo ma bardzo jasną szlarę. Robię prędko parę zdjęć a potem oddaję Markowi aparat. Sowa jest oddalona od nas jakieś 50 metrów. Właściwie nic sobie nie robi z naszej obecności, jednak gdy Marek decyduje się podejść nieco bliżej bezszelestnie odlatuje. Jest piękna! Co tego jesteśmy zgodni.
Puszczyk uralski jest w Polsce bardzo nielicznym ptakiem lęgowym, jego liczebność szacowana jest na zaledwie 450-700 par. Mieliśmy ogromne szczęście spotykając ją na swojej drodze. Ta wyjątkowa sowa jest gatunkiem chronionym, wymienionym w Dyrektywie Ptasiej i w Polskiej czerwonej księdze zwierząt.
   Rozpamiętując spotkanie z sową schodzimy w dół. Dokonujemy także podsumowań: 10 km drogi i 690 metrów przewyższenia to według nas w sam raz na przyjemny, niedzielny spacer. We wsi naszą uwagę przykłuwa kwitnąca kiprzyca, której różowe zagony ścielą się na okolicznych łąkach aż po sam horyzont. Wkrótce przekwitną a wówczas nad okolicą unosić się będzie biały puch ich nasion. Takie ilości kiprzycy wierzbówki widziałam jeszcze tylko w Dolinie Gąsienicowej.
   Przyroda Babiogórskiego Parku Narodowego po raz kolejny zachwyciła nas i dostarczyła niezapomnianych wrażeń. Mateuszka Korona Gór Polski będzie musiała jeszcze poczekać na Babią Górę.

*** Foreza – bierne przenoszenie przedstawicieli jednego gatunku przez osobniki drugiego.

Podziel się z innymi swoją opinią...